środa, 9 listopada 2011

Ameryka

Za co kochamy Amerykę? Za wiele rzeczy,których wymieniać mi się aktualnie nie chce...
Ja w jesienne wieczory kocham za pewne seriale, bez których nie mogę żyć i za MARSHMALLOW! Pieczę je nad nasza polską świeczką:) trzymając ok. pięć centymetrów nad ogniem. Obracam i spiekam każdą stronę.
Smak kiedy pianki nie trzeba gryźć, gdyż po przebiciu spieczonej skórki wlewa nam się do ust, BEZCENNE.



ps.Uciekam nad morze na dni cztery, testować kulinarne cuda mej teściówki:)

wtorek, 8 listopada 2011

Męska strawa i damskie piciu-piciu

Gulasz? hm Gulasz.
No bardzo dobry i trochę niewdzięczny. Smażyć go trzeba z sercem na dłoni, by mięciutki był i w buzi się rozpuszczał.
Oczywiście idąc prostą drogą wykombinowałem jak potraktować mięso by było bardzo dobre.
A więc: rozbijam kawałki na schabowe, wychodzą takie różnej wielkości medaliony.
Marynuje je później w paście z jednego jajka, dwóch łyżek oliwy, dużej ilości papryki słodkiej i przyprawy do Tzatziki. Oczywiście szczypta soli i pieprzu, wyostrzy smak.
(jeśli nie mamy greckiej przyprawy, mieszamy ze sobą sól, czosnek i koperek suszony).
Marynujemy strawę najmniej pół godziny....i na patele. Rozgrzaną of course.
Smażymy z jednej i drugiej strony jak tradycyjne polskie schabowe. Z zalewy wyjdzie nam fajny sosik. Można dolać kilka łyżek wody:)i chwile poddusić.
Podajemy z FRYTAMI i piwem, specjalnie dla męskiego podniebienia, tudzież z pełnoziarnistym makaronem wymieszanym z pesto, dla płci zdecydowanie piękniejszej.
Jest OGIEŃ!

niedziela, 6 listopada 2011

Jest to papryka. DZIKA!

Jest to papryka. DZIKA.
Jesień daje mi ją za pół darmo w marketach. Uwielbiam paprykę i pisać mógłbym o tym jeszcze szesnaście linijek.
Tym razem oszalałem. Na moim kochanym ryneczku jeżyckim zakupiłem kilogram świeżego szpinaku. Chrupiącego, zielonego i niecodziennie zdrowego.
Papryki w cudowny sposób znalazły się w lodówce, natomiast mięso zawsze odkryje w czeluściach zamrażarki. Można oczywiście kupić świeże mięso...ale komu się chce schodzić do sklepu. Mówię oczywiście o mięsie mielonym, choć pokrojony kurczak też byłby yumieee.
Ale wróćmy do szpinaku. Myjemy, parzymy i robimy różne obrządki, które uważamy za słuszne, jeśli chodzi o mycie warzyw. Następnie kroimy, absolutnie nie martwiąc się ilością zieleniny. Kiedy na rozgrzaną oliwę wrzucimy trzy zduszone ząbki czosnku, dokładamy nasz posiekany szpinak. Czekamy aż usmaży się i zmniejszy swoją objętość przynajmniej trzykrotnie. Następnie dodajemy usmażone wcześniej mięso mielone...i mieszamy.
Wyłączamy gaz i dodajemy pół opakowania pokruszonej fety. (lub a'la fety:P)
Kiedy farsz jest już ready, napychamy nasze wydrążone papryki, pamiętając o tym by resztą fety zatkać nasze "wydmuszki". Przykrywamy papryki "kapeluszami", i wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 180stopni, na GODZINĘ.
Pamiętajcie, że papryki układam w naczyniu żaroodpornym, w kąpieli wodnej, od góry szczelnie zakryte aluminiową folią.

Po godzinie liżemy palce. I trzy to na raz wciągamy.


sobota, 5 listopada 2011

Krewetki to mój as z .... patelni.

Krewetki. Niby to ekskluzywne, a w markecie 23 złote za kilo. Pół kilograma i jest ich tyle że na dwa razy jeść trzeba. Zrobiłem je już na wiele sposobów, ale dziś będą na sposób curry.
Robaczki rozmrażamy, dodajemy sól i pieprz i marynujemy w paście curry. Jeśli budżet mały, to mieszamy przyprawę z dwiema łyżkami musztardy łagodnej i zalewamy tym nasze krewetunie. Wszystko na pół godziny do lodówki.
Na patelce smażymy paprykę z cukinią, aż zmiękną. Na osobną patelnie wrzucamy nasze robaczki i trzymamy je tam maksymalnie 8 minut...na dużym ogniu...ciągle mieszając.
Kiedy są już ready, znaczy się wychodzą gładko z ogonka, dorzucamy je do naszych warzyw i jeszcze chwile podpiekamy ciągle mieszając.
Z pasty robi nam się fajny sosik:)
Ja jadłem z ryżem, wszak chciałem zapchać dziurę, ale można śmiało jeść bez niczego.

JAMI!

Krem z pory, ostry na końcu.

Kremy pokochałem od kiedy w kuchni zawitał blender za tanioszke z Tesco. Miksować zaczął dosłownie wszystko. W lato były to chłodniki, a aktualnie kocham PORA. Wdzięczne warzywo. Gotuje bulion warzywny, cała włoszczyzna zakupiona w sklepie na narożniku, tudzież dostana od rodziców z tzw. działeczki. Potem wrzucam kosteczkę bulion, grzech wszystkich kucharzy, albo gotuje warzywka na porcji rosołowej. Zaznaczam, że przed miksowaniem trzeba będzie całe mięsko wybrać. No i co. Dodajemy jeszcze niecodziennie wielką porcję PORA.
Kiedy wszystko już mięciuchne, bierzemy blender i wyżywamy się na kipieli. Doprawiamy solą i pieprzem do smaku, oraz oraz oraz ścieramy całą GAŁKĘ MUSZKATOŁOWĄ, albo pół jeśli garnek mały.
Na koniec ślimak ze śmietany i garść natki.

Jest Koniec.


ps. no i tą ostrość to w gębie czuć kiedy kończymy talerz.

Z ranna jak śmietanna.

OMLET. Łatwo, tanio i na temat.
Jaj wbijasz ile chcesz. Łyżka mąki. Przyprawy, które dała nam kuchenna szafka. Od soli i pieprzu poprzez całe spektrum suszonych cudów w proszku, kończąc na wynalazkach, które tylko nam są znane. Ja podsmażam szpinak z garlic-iem, dokładam szynee i zalewam wszystko miksturą dość mocno ubitą poręczną trzepaczką.
Smarze to potem na patelni, na ogniu małym i cierpliwym, żeby ładnie nam się potem przewinął. Jeśli posiadacie owy patent na przewracanie naleśnika, jesteście już w domu.
Wylejcie na niego potem zapasy naszej lodówki. W postaci pokrojonych i wymieszanych ze sobą pomidorów i ogórków i papryki i.....(bądźcie kreatywni).
Dupka blada jakie dobre. No i kawa plus. I dwie łyżeczki cukru. Głupcy co nazywają to biała śmiercią oj głupcy.